Tak naprawdę przypomniałam sobie o tym blogu, po rozmowie z mamą. A rozmawiałyśmy o nadchodzących paru tygodniach, o najbardziej zwariowanych tygodniach. A żeby za bardzo mi się nie nudziło, zafundowalismy dziecku w tamtym roku efla pod choinkę i teraz trzeba się nim zająć. O co w tym chodzi?
Otóż......Do dziecka przychodzi elf, który jest wyslannikiem Mikołaja. (Ktoś kto go wymyślił, powinien siedzieć w więzieniu. :-D:-D:-D:-D )
Jest brzydki i do tego nie najlepiej wykonany. Cóż w Ameryce zrobił furorę i dzieci o niczym teraz nie mówią tylko co elf dzisiaj zrobił i gdzie go dziecko znalazło.
Zacznijmy od początku. Więc takowy elf przychodzi do dziecka. Jedyny mankament jest taki, że dziecko nie może go dotknąć, bo biedak staci swoją magiczną moc. A co za tym idzie, rodzić ma dodatkowe zajęcie. Elf się musi codziennie przemieszczać. Może nie byłoby to takie utrapienie gdyby nie to, że rodzice w Ameryce powariowali na jego punkcie tak samo jak i dzieci. Już nie wystarczy go posadzic w drugim kącie, ale również należy zrobic do tego "scenerię".
Mam nadzieję, że nie zapomnę o nim i nie zawiodę mojej córki.
Karolina dostała swojego elfa w tamtym roku pod choinkę. Wmówiłam jej, że przy pierwszym spotkaniu, elf nie straci swojej mocy, dopiero jak wróci do niej następnym razem, Elf dostał swój dokument z imieniem, dziecko dostało list informacyjny i następnego dnia elf "poleciał" do Mikołaja. Karolina nadała mu na imię Lukas, czyli po naszemu Łukasz.
Bo i jak na złość wrócił. Wrócił z magiczną siłą.
Usiadł sobie na najwyższej półce w pokoju i nabazgrolił list:
Oczywiście, dziecko mu odpisalo:
No comments:
Post a Comment