Wednesday, June 15, 2011

LONGWOOD GARDENS PONOWNIE

Musialam wziasc przymusowy urlop. Moje dziecko skonczylo w piatek szkole, a do kolonii jeszcze dwa tygodnie. I co tutaj z nia zrobic? Babcie i ciocie w Polsce, a znajomych nie moge za mocno obarczac, wiec przez tydzien siedze z dziecmi w domu, a w nastepnym bede sie ze starsza ciagac do pracy. Dobrze, ze moj szef bedzie juz nieobecny przez nastepne dwa miesiace.
No tak, ale przez ten tydzien musze czyms zajac dzieci. Wczoraj bylam w parku i na placu zabaw oraz na basenie, a dzisiaj sie wybralysmy do Pensylwenii do Longwood Gardens. Przecudowne miejsce!!! Szkoda, ze tak daleko ode mnie. Jakies 160km w jedna strone.
Pogoda byla cudowna. Wlasnie taka, jaka mozna sobie wymarzyc do chodzenia po parku. Swiecilo sloneczko od czasu do czasu i wial mily wiaterek. Zas z drugiej strony (czy zawsze musza byc dwie strony?) nie byl to odpowiedni czas do odwiedzenia tego wlasnie parku. Roslinki wiosenne juz przekwitly, a letnie jeszcze sie nie pokazaly, ale i tak warto bylo.
Na dowod tego zarzuce was zdjeciami.
Zacznijmy od domu wlasciciela parku - pana du Ponta. Pierwsze zdjecie to miejsce do przechowywania naczyn i sejf na srebra. Pod spodem z lewej strony znajduje sie elektryczna suszarka do recznikow (okolo 1930 roku). A z prawej strony czesc paleniska.
A to jedno z drzew, ktore dopiero dzisiaj wpadlo mi w oko. Nazywa sie Princess Tree (Drzewo ksiezniczka). Charakteryzuje sie liscmi w ksztalcie serca.
 Moje dziewczynki karmily rybki.
 Hibiskusow bylo co niemiara, ale te kolory przykuly moja uwage.
 A czy znacie ten kwiatek? Nazwy nie pamietam, ale pamietam, ze przed moim wyjazdem z Polski byl popularnym doniczkowym kwatkiem urodzinowym. Woda w srodku kwiatka utrzymuje sie caly czas i dzieki temu ma caly czas wilgoc. A kwitnie na niebiesko.
 A oto male cudenka. Wygladaja jak sztuczne miniaturki. A jednak prawdziwe. Niektore datuja sie na 1910 rok.
Na zdjeciu jest drzewko granatu z owocami z 1910, a na drugim - wiaz chinski z 1929
Nie moglam sie oprzec, aby nie pokazac azalii bonzajka. Ja nie moglam wychodowac malego, zwyklego krzaczka, a tu prosze miniaturka.
 Wiszace cudnosci.
 Drzwi obrosniete "pasozytami"
 Na drugim zdjeciu jest kwitnacy kaktus.
 A to park lilii wodnych. Po raz pierwszy mialam okazje, aby powachac lilie wodna. Zapach niezapomniany - miodowo -ananasowy. Na ostatnim zdjeciu sa liscie lotosu z paczkami kwiatowymi.
 Owoce jednej z palm.
 Moje ulubione miejsce. Kacik wisteriowy. Chociaz wisteria dawno juz przekwitla, to alejka ma nadal swoj urok.
 Hortensja z liscmi w ksztalcie lisci klonowych.
 To miejsce mnie zauroczylo. Przypomina mi laki w Polsce.
 Ostatnie spojrzenie na park.
 Jadac pierwszy raz do tego parku, mozna bylo spotkac mase starych domow i farm. Wiekszosc z nich juz nie istnieje, a jesli juz to sa opuszczone. Jak to wlasnie:
Mam nadzieje, ze was nie zanudzilam......

3 comments:

  1. miła wycieczka. Szalenie lubię Pensylwanię. Jest taka inna od NJ. Dla mnie troszkę baśniowa. Zatrzymana w czasie. Uwielbiam ichsze budownictwo. Miodzio! I ta przestrzeń!
    Moje zuchy kończą w przyszły piątek i też zacznie się problem z organizacją czasu, zajęć i opieki. Ot, życie...
    Pozdrawiam sennie jeszcze...

    ReplyDelete
  2. Oj gdyby nie ta praca, nic by mnie nie trzymalo w NJ. Masz racje. PA jest cudowna.

    ReplyDelete
  3. I wish you good luck in my blog candy.:)

    ReplyDelete