W niedziele zabralam dzieci na spacer do Princeton. Prawdopodobnie kazdy z nas slyszal o slynnym uniwersytecie w tym miescie juz w szkole podstawowej. Uniwersytet jak uniwersytet - strasznie drogi. Ale nie zaprzecze, ze nie chcialabym tam uczeszczac nawet i teraz. OK. Rozmarzylam sie troszeczke. Znowu skrecam na boki. Tak wiec zabralam dzieci na spacer. Zabralam im rowery i pojechalysmy pospacerowac wsrod przepieknej archtektury uczelnianej. Jako, ze wylecialysmy z domu szybko, nawet nie przyszlo mi do glowy zabrac aparatu. A szkoda. Pogoda mam dopisala, a widoki byly warte obfocenia. Dobrze, ze mialam komorke (bardzo czesto mi sie zdarza, ze telefon zostaje w domu. Tak bardzo jestem do niego przywiazana :-) ).
W Princeton bylam ostatnio ponad dwa lata temu i zupelnie zapomnialam jak pieknie tam jest. Magnolie byly w pelni rozkwikniete. Ozdobne wisnie rozpoczynaly swoj taniec z kolorami. Forsycje zazolcaly budynki. Na trawnikach bylo pelno wiosennych fiolkow. A rabaty rozkwitaly zonkilami i narcyzami. Cudownie! Warto bylo zrobic tych pare extra kilometrow, aby to zobaczyc.
|
A to tylko inny sposob na parkowanie rowerow. |
No comments:
Post a Comment